Straszny Goofy nakłania dzieci do niebezpiecznych zabaw – grzmi portal Gazeta.pl. Pomimo sezonu ogórkowego mówię – sprawdzam.

Historie o tym, że przerażająca postać ma nakłaniać w Internecie dzieci do niebezpiecznych zabaw, a nawet w ostateczności do samobójstwa krążą od kilku dobrych lat. Tym razem nieświeży temat tzw. Goofy Mana wraca, głównie chyba ze względu na sezon ogórkowy, bo nadal jest w nim tyle prawdy, ile w poprzednich tego typu historiach, a było ich już, co najmniej, kilka.

Błękitny wieloryb i Momo

Kilka lat temu wśród rodziców dzieci w wieku szkolnym pojawiła się informacja o tajemniczej grze, która miała by być bardzo popularna wśród dzieci, a którą kieruje jakaś nieznana postać z Internetu, nazywana wtedy Opiekunem. Dzieci na portalach społecznościowych miały być rzekomo nakłaniane do wykonywania zadań, które wraz z postępem gry miały stawać się coraz bardziej brutalne. Miało to być, między innymi, nakłanianie do wielokrotnego samookaleczenia, dokumentowanie tego na fotografiach, a w ostateczności nawet do popełnienia samobójstwa. W momencie szczytowej popularności informacji o Błękitnym wielorybie w szkołach organizowane były z tego powodu spotkania z rodzicami, a policja informowała o takim rzekomym zagrożeniu na swoich profilach w mediach społecznościowych.

Później pojawiła się laleczka Momo. I bardzo podobny scenariusz. Ktoś miał manipulować dziećmi w sieci, wysyłać im drastyczne treści poprzez komunikatory, namawiać do wykonywania określonych zadań, w tym samookaleczania i znowu, w ostateczności, do odebrania sobie życia. Pisały o tym internetowe portale, policja ponownie ze swoich profili apelowała o czujność.

Teraz pojawił się Goofy Man. Ten sam schemat, dość niepokojące zdjęcie ubrane w miejską legendę o człowieku, który posługuje się imieniem Jonathan Galindo i na portalach społecznościowych kontaktuje się z dziećmi i przekazuje im drastyczne treści, a także prosi, w ramach rzekomej gry, o wykonywanie konkretnych zadań, polegających, a jakże, na samookaleczaniu się. Pierwsze wzmianki o Strasznym Goofy pojawiły się w krajach hiszpańskojęzycznych już w 2017 roku. Znowu policje tych krajów i media informowały o niebezpiecznym zjawisku. Samo zdjęcie człowieka ucharakteryzowanego na psa Goofy, choć nie udało mi się ustalić z całą pewnością kim jest, krąży po sieci już co najmniej od pięciu lat. Teraz wraca, o rzekomej nowej niebezpiecznej grze informowała już policja z Brandenburgii, a stąd informację podłapał także polski portal gazeta.pl.

To bzdury

To, co łączy wszystkie te historie to fakt, że są miejskimi legendami. Nigdy, w żadnym z przytoczonych przypadków, nie potwierdzono przez wiarygodne źródło, że ktokolwiek i kiedykolwiek miał do czynienia z nieznaną mu osobą nakłaniającą go do wzięcia udziału w opisywanej grze. Żadne rzetelne źródło nie podało także informacji o jakimkolwiek potwierdzonym przypadku samookaleczenia się dziecka wynikającego z interakcji z człowiekiem, który miał posługiwać się nazwiskiem Galindo. Wszelkie ostrzeżenia publikowane przez lokalne władze, dzienniki, portale społecznościowe i samych użytkowników sieci oparte są zawsze na plotkach i niepotwierdzonych w żaden sposób informacjach. A jeśli w tym momencie zaczęliście przeszukiwać serwisy społecznościowe w poszukiwaniu profilu Jonathana Galindo to śpieszę z wyjaśnieniem, że oczywiście, znajdziecie ich mnóstwo. To efekt popularnej informacji, virala, który powoduje w ludziach parcie do stworzenia takiego profilu. Niektórzy tworzą je dla żartu, inni mogą mieć mniej niewinny cel.

Warto wiedzieć

To, że to kolejny, głupi viral jestem pewien. Nie znaczy to jednak, że zagrożeń dla dzieci w Internecie nie ma. One są, należy o nich dyskutować, wskazywać je i uczyć, jak ich unikać. Takie niebezpieczeństwa, dużo bardziej destrukcyjne dla młodego człowieka, to chociażby hejt ze strony rówieśników. Jego efektów bałbym się jako rodzic dużo bardziej, niż najbardziej nawet zmyślnej miejskiej legendy. Dzieci, osoby wchodzące w dorosłość, a nawet ci zupełnie dojrzali są każdego dnia narażeni dużo bardziej na ataki socjotechniczne, ransomware czy phishing, niż na ataki ze strony zmyślonej postaci. Niebezpieczeństwo dotyczy także gier wideo. I nie dlatego, że uważam gry za powodujące agresję wśród dzieci i młodzieży. Dużo więcej zagrożeń widzę w zatracaniu się w grach z systemami tzw. mikropłatności w których zakamuflowana forma wydawania realnych środków pieniężnych może z czasem stanowić poważny problem. Nie bałbym się o kontakt swojego dziecka z kuriozalną postacią o której dudnią wszystkie możliwe media. Boję się o kontakt dziecka z kimś groźnym tam, gdzie nie spodziewa się nikogo złego spotkać. W grach online dla dzieci czy internetowych serwisach handlowych.