O tym, jak trudno jest kupić dobry, używany samochód nie trzeba chyba przekonywać nikogo, kto w ostatnich latach próbował tej trudnej sztuki. Z pomocą może przyjść Wam jednak Internet i to zaskakujące, jak niewielu ludzi wie, że poprzez sieć można dowiedzieć się bardzo wielu rzeczy dotyczących samochodu używanego.
Wszystko co napiszę w tym wpisie to moje ostatnie doświadczenia nabyte podczas poszukiwać używanego samochodu. Żyjemy w czasach w których możemy przebierać w ofertach nie wyskakując nawet z piżamy. Czasy w których, aby kupić samochód trzeba było wstać o 5 rano i pędzić na giełdę minęły, i słusznie, bezpowrotnie. Nie jestem pewien czy giełdy samochodowe jeszcze w ogóle istnieją. Jeśli ktoś z Was wie, niech da znać w komentarzach. Zakup używanego samochodu zacząłem, tak jak pewnie 99 procent z Was, od przejrzenia ogłoszeń w najpopularniejszych serwisach, allegro, otomoto czy olx. Jesteście prawdziwymi szczęściarzami jeśli od początku wiecie jaką marką i modelem jesteście zainteresowani. Jeśli tego nie ustaliliście na początku poszukiwań, to współczuję serdecznie. Przejdźmy jednak do rzeczy.
Pierwszy właściciel, bezwypadkowy, jeżdżony tylko do Aldika
Osobiście, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem po wybraniu w wyszukiwarce marki i modelu samochodu jaki mnie interesował było odfiltrowanie jedynie tych ogłoszeń, które pochodzą od osób prywatnych. O tym dlaczego nie chcę i dlaczego prawdopodobnie nigdy nie kupię samochodu od handlarza czy z komisu rozpisywać się nie chcę. Zapewne każdy z Was ma swoje osobiste zdanie na ten temat. Nie ufajcie też, że wszystkie odfiltrowane pojazdy osób prywatnych także takimi są. Część z tych ogłoszeń to znowu oferty przeróżnych handlarzy, Januszów, Wiesławów i innych, którzy po prostu znają schemat poszukiwań auta przez klienta i najzwyczajniej w świecie kłamią przy dodawaniu ogłoszenia. Tego jednak nie unikniemy i na każdym etapie swoich poszukiwań musimy zachować zdrowy rozsądek. Tylko tyle i aż tyle. Kolejnym moim krokiem zawężającym poszukiwania było wybranie filtrów oznaczających samochód krajowy, czyli taki, który pochodzi z dystrybucji w kraju, nie z importu z Niemiec, Belgii, Francji czy innego kraju. Dlaczego taki był mój wybór? Kupując samochód pochodzący z krajowej dystrybucji mamy największe szanse znaleźć egzemplarz, który nie brał udziału w żadnej kolizji czy wypadku i jeśli był naprawiany blacharsko czy lakierniczo uszkodzenia te nie były zbyt duże. Samochody pochodzące z importu w miażdżącej większości były sprowadzone uszkodzone. Stopień tych uszkodzeń jest przeróżny, ale z doświadczenia wiem, że niektóre pojazdy mogą mieć nawet status szkody całkowitej za granicą, a po przekroczeniu polskiej granicy rozpocząć, po reanimacji, drugie życie. Kiedy mamy już zawężony krąg poszukiwań o samochody prywatnych osób i pojazdy krajowe możemy się im przyjrzeć bliżej. Osobiście w swoim odfiltrowywaniu poszedłem jeszcze krok dalej i szukając samochodu w miarę młodego dodatkowo oznaczyłem jeszcze opcję, aby należał on do pierwszego właściciela.
W tym momencie mamy przed sobą listę samochodów, które najbardziej nas interesują co wcale nie oznacza, że nasza czujność powinna zostać uśpiona. Wszystkie te ogłoszenia mają kilka wspólnych cech. Samochody w nich wymienione są bezwypadkowe, absolutnie bez skazy, jeżdżone tylko do kościoła lub na zakupy. Nigdy nie brały udziału w żadnym zdarzeniu drogowym, a największa krzywda jaka im się wydarzyła to wjechanie w kałużę. Jak w tym momencie możemy, jeszcze przed wstępnymi oględzinami, wyeliminować niektóre ogłoszenia? Wspomniałem Wam, że samo nałożenie filtrów “właściciel prywatny” i “samochód krajowy” nie gwarantuje tego, że w rzeczywistości tak jest. Znajdując interesujące nas ogłoszenie w zasadzie potrzebujemy trzech informacji, aby zweryfikować prawdomówność sprzedającego. Osobiście przed sprawdzeniem samochodu kontaktowałem się telefonicznie ze sprzedającym, któremu zadawałem pytanie o kraj pochodzenia samochodu, czy jest on jego właścicielem i ewentualnie przez jaki okres czasu. Można zadać także pytanie o przeszłość wypadkową, ale to zweryfikujecie i tak dopiero przy oględzinach auta. Po otrzymaniu odpowiedzi, które Was satysfakcjonują potrzebujecie, jak wspomniałem, trzech danych, które pomogą Wam samodzielnie skonfrontować słowa sprzedawcy ze stanem faktycznym. Tymi danymi są nr rejestracyjny samochodu, numer VIN oraz datę pierwszej rejestracji. Zaznaczam, że potrzebujecie datę pierwszej rejestracji samochodu po wyjechaniu z salonu, nie datę rejestracji samochodu przez obecnego właściciela. Część osób w ogóle nie wie, że taką informację posiada, a znajduje się ona na pierwszej stronie dowodu rejestracyjnego w dziale B.
Posiadając te informacje możecie skorzystać z bezpłatnego raportu Centralnej Ewidencji Pojazdów dostępnego w sieci, za darmo. Taki raport możecie wygenerować na stronie historiapojazdu.gov.pl, stronie sygnowanej przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Po wpisaniu wcześniej wspomnianych przeze mnie danych do formularza, dowiecie się czy samochód został faktycznie zakupiony w kraju, czy pochodzi z zagranicy, dowiecie się którym faktycznie właścicielem jest obecny sprzedający, czy samochód ma jakichś współwłaścicieli, kiedy przechodził badanie techniczne oraz jaki przebieg został zarejestrowany przy ostatnim badaniu (te dane zbierane są od 2014 roku). To całkiem sporo, ważnych informacji, które teraz możecie skonfrontować z tym, co mówił Wam w rozmowie telefonicznej sprzedający. Osobiście spotkałem się wielokrotnie z kolororyzowaniem rzeczywistości, żeby nie powiedzieć jawną próbą oszustwa, kiedy samochód rzekomo krajowy okazywał się importowany, pierwszy właściciel był właścicielem numer trzy i w dodatku handlarzem czy kiedy auto w 2014 roku posiadało większy przebieg niż obecny podawany w ogłoszeniu. Tym sposobem możecie odfiltrować kolejne, niezbyt wartościowe ogłoszenia. Poniżej zrzut ekranu przykładowego raportu z CEPiK.
Jeżeli dane raportu są zgodne z tym o czym informował Was sprzedający wtedy możecie pokusić się już o zobaczenie auta na żywo. To pozwoli Wam sprawdzić jedną z najistotniejszych rzeczy. Ewentualną bezwypadkowość. Jeżeli kupujecie samochód kilkuletni warto zaopatrzyć się w czujniki pomiaru grubości powłoki lakierniczej, który pozwoli Wam sprawdzić czy samochód nie przechodził jakichś napraw blacharsko – lakierniczych oraz ewentualnie jak duże mogło być to uszkodzenie. Takie czujniki elektroniczne wskażą Wam pomiar grubości lakieru w mikronach, a więc warto pamiętać, że standardowa powłoka lakieru w samochodzie to rząd od 80 do 120 czy 150 mikronów, w zależności od modelu samochodu. Ta warstwa może być oczywiście grubsza w niektórych modelach ze względu na np. podwójne lakierowanie jeszcze na etapie fabrycznym. Nic nie tłumaczy jednak powłoki o wskazaniach 500 czy 800 mikronów bo i z takimi się spotykałem, a o takich powyżej tysiąca mikronów nawet nie wspominam. Grubość powłoki lakierniczej to bardzo istotna informacja, ale nie należy także traktować tego jako wyrocznię. Równie dobrze w samochodzie po kolizji czy wypadku wymieniony mógł zostać cały element i wtedy pomiar nie wykaże nam, że to miejsce ma jakąś nieciekawą przeszłość drogową. Warto zwracać także uwagę na dopasowanie do siebie poszczególnych elementów karoserii, odstępy pomiędzy krawędziami (czy są równe), na łączenia elementów (czy nie noszą oznak napraw, takich jak np. nowe śruby w innym kolorze niż nadwozie, itp.). To wszystko, przy zakupie samochodu używanego możecie sprawdzić sami, nawet nie będąc, podobnie jak ja, specjalnym ekspertem w dziedzinie motoryzacji. Całą sprawność techniczną samochodu polecam sprawdzić za to, niewielkim kosztem, na najbliższej stacji diagnostycznej (koszt ok. 30 zł) lub w autoryzowanym serwisie (wtedy koszt jest znacznie wyższy). Wszystko to pozwoli Wam zaoszczędzić i pieniędzy i nerwów po zakupie samochodu, który nie do końca odpowiada temu, co zostało opisane w ogłoszeniu o sprzedaży.
Zobacz więcej