Chciałbym powiedzieć, że obejrzałem prawie trzy godzinne wideo Krzysztofa Stanowskiego i Kanału Sportowego, żebyście wy nie musieli, ale nie byłaby to prawda. Każdy powinien obejrzeć to wideo, żeby przekonać się w jakiej medialnej kreacji żyjemy i jakie, nie daj Boże, są wzorce dla naszych dzieci.
Nie wiedziałem do dziś dokładnie kim jest Natalia Janoszek. O jej istnieniu dowiedziałem się z pierwszego materiału Krzysztofa Stanowskiego na Kanale Sportowym. KS oglądam wybiórczo, czyli te materiały, które mnie interesują i uznam je za ciekawe. Opowieść o nieznanej mi niby-aktorce nie znajdowała się na radarze moich zainteresowań, więc specjalnie nie śledziłem całej tej dramy, której szczątki trafiały potem do moich oczu i uszu, a to w socjalach, a to gdzieś tam w jakichś audycjach, czy podcastach. Materiał który pojawił się na You Tube w ostatniej dobie jest jednak tak popularny i komentowany, że postanowiłem poświęcić prawie trzy godziny na jego obejrzenie. Pomyślałem sobie, że zrobię to, żebyście wy nie musieli. Po napisach końcowych zmieniłem jednak zdanie i polecam obejrzeć to każdemu. Aspektów, które chciałbym poruszyć po obejrzeniu podsumowania śledztwa Stanowskiego na temat Janoszek jest kilka.
Po pierwsze, wszystko da się zweryfikować
Materiał Stanowskiego, w moim odczuciu, przede wszystkim świetnie pokazuje, jak w dzisiejszym świecie da się (i powinno się) weryfikować informacje. Nie musimy mieć do tego jakichś specjalnych umiejętności. Wszystko, czego potrzebujemy, to dostęp do sieci i ochotę, żeby to robić. Bollywoodzkie Zero, bo tak nazwane jest wideo jednego ze współzałożycieli Kanału Sportowego, w świetny sposób korzysta z tego, co przez specjalistów nazwano zostało OSINT-em, czyli wywiadem bazującym na otwartych źródłach, czyli Internecie po prostu. OSINT, czyli Open Source Intelligence, pozwala w zasadzie bezkosztowo, lub też z wykorzystaniem niewielkich środków, np. na wykupienie abonamentów w jakichś internetowych usługach, zdemaskować kłamstwo i poznać prawdę stojącą za wypowiedziami, publikowanymi zdjęciami, czy też, to już sprawa bardziej skomplikowana, za dokonaną i zatuszowaną zbrodnią. Stanowski nie ma do czynienia z przestępczynią i w większości korzysta z bardzo prostych, ale niezwykle skutecznych metod. Był w stanie odnaleźć różne, sprzeczne wobec siebie wypowiedzi bohaterki swojego swoistego reportażu – w internecie nic nie ginie, odnaleźć źródło zrepostowanego i wykadrowanego zdjęcia, czy też zweryfikować autora wpisów w Wikipedii i, z wielką dozą prawdopodobieństwa, stwierdzić, że jest to ta sama osoba, która stoi za pozytywną recenzją pewnego, niezbyt popularnego i mało ambitnego filmu w innym serwisie. Proste metody pozwoliły w tym przypadku, prawdopodobnie, zdemaskować oszustwo, kłamstwa i półprawdy. Stanowski co prawda posunął się dalej, niż ktokolwiek inny chciałby, pojechał nawet do Indii, żeby skonfrontować słowa bohaterki swojego materiału z rzeczywistością, co okazało się dla rzeczonej bohaterki, jak to się mówi, zaoraniem, ale ma środki i determinację by to robić. Aż tak mocno w temat wchodzić nie trzeba, żeby jednak w sposób zupełnie podstawowy zweryfikować kogoś, z kim chcemy wejść we współpracę lub zrobić z nim wywiad. Polskie media nie robią jednak, nawet tego.
Po drugie, polskie media to festiwal żenady i amatorszczyzny
Materiał Stanowskiego świetnie pokazuje z jakim poziomem mediów mamy dziś do czynienia. Telewizje śniadaniowe, wszelkie programy pokazujące blaski showbiznesu, internetowe portale i telewizje internetowe prześcigały się w zapraszaniu pani Janoszek do swojego studia, gdzie wypytywały ją o aktorskie sukcesy, kolejne produkcje, festiwale w Cannes, cudowne kreacje i kontakty z bollywoodzkimi i hollywoodzkimi sławami. Janoszek tańczyła w Tańcu z Gwiazdami (gwiazdami, rozumiecie?) i w show Twoja twarz brzmi znajomo. Kłamstwo powtórzone sto razy nie staje się jednak prawdą, jak pokazał materiał Bollywoodzkie zero. Na żadnym z etapów, ani w żadnej stacji czy redakcji, nikt nie zadał sobie najmniejszego trudu weryfikacji zapraszanej osoby i głoszonych przez nią rewelacji o wielkiej, międzynarodowej karierze. Redaktorzy, jeden po drugim, zachwycali się światową sławą pani Janoszek, biorąc za pewnik każde jej słowo, wypowiedziane i przelane na instagramowe głównie konto. Konto, które, jak ustalił Stanowski, z dużą dozą prawdopodobieństwa, jest wykreowane za pomocą pieniędzy. Bo, drogie dzieci, wystarczy określona suma, aby wasze konto urosło o określoną ilość subskrybentów i lajków. Od wysokości sumy zależy jedynie czy będzie to kwota w setkach czy w milionach nowych obserwatorów.
Jeśli największe nawet redakcje, takie jak TVN czy Polsat (Janoszek była zapraszana, między innymi, do DDTVN czy to Pytania na Śniadanie w TVP) nie wykonują podstawowej, dziennikarskiej roboty dotyczącej owijającej ich sobie wokół palca młodej dziewczyny z Bielska-Białej, to jak mogą być wiarygodne i rzetelne w tematach gospodarczych, społecznych, politycznych, które są o niebo bardziej skomplikowane (i poważne, a przede wszystkim znaczące dla widza) i w ich weryfikacji potrzeba jest dużo bardziej złożonej wiedzy, umiejętności analitycznych, chęci i czasu. Tego typu zjawisko jak pani Janoszek i demaskujące ją materiały Krzysztofa Stanowskiego są dla niejednych być może śmieszne i rozrywkowe. Ciężko jednak nie odnieść wrażenia, że w czasie tak skomplikowanej sytuacji międzynarodowej w jakiej przyszło nam żyć, a jednocześnie tak infantylnej postawie mediów w stosunku do weryfikacji informacji, z jaką mamy do czynienia, taki stan rzeczy jest rajem dla obcej i nieprzyjaznej naszemu krajowi agentury.
Po trzecie, wzorce na które zasługujemy
Materiał Stanowskiego pokazuje jeszcze jedno. Internetowe czy telewizyjne wzorce sukcesu, jakimi widza bombardują przeróżne redakcje są wydmuszkami, fake’ami i iluzją. W przypadku pani Janoszek i jej kariery mam nieodparte wrażenie, że istnieje ona tak, jak zabawne zdjęcie krążące po Facebooku pokazujące dwie parówki sfotografowane na tle zdjęcia plaży. Wygląda jak rajskie życie, a w rzeczywistości to po prostu ściema. Takie są też wszelkiej maści aktorki, aktorzy, influenserzy, czy modelki i modele z Instagrama. Poprawieni poprzez filtry i programy graficzne ludzie ze sztucznie wykreowanym życiem stają się wzorem dla wielu, młodych i starszych, którzy zachodzą w głowę, popadając niejednokrotnie w depresyjne nastroje, nie wiedząc, jakie błędy popełnili w życiu, że nie wyglądają, nie bywają, nie bawią się, i po prostu nie są, jak obserwowane przez nich produkty z Internetu. Stanowski pięknie obnażył to wszystko w swoim materiale. Ważne jednak, żeby po tym wszystkim nie popadł w samozachwyt i turbohipokryzję, bo wiele z materiałów Kanału Sportowego zahaczyło już do tej pory o cienką granicę żenady w przeszłości. Swoją drogą w całej sprawie odezwała się również Edyta Bartosiewicz, której fragment utworu Skłamałam Stanowski wykorzystał w materiale. Artystka twierdzi, że bez jej zgody.
Żenadometr podkręcił również Marcin Prokop, który po premierze filmu Stanowskiego powiedział, że pomyłki zdarzały się nawet w New York Timesie i w zasadzie (w domyśle, nie wprost), nic wielkiego się nie stało. Ot, stracił czujność. Niespełna trzygodzinne wideo masakrujące rzetelność mediów wydało mu się również ocierające o obsesję.
{loadmoduleid 1123}
Zobacz więcej