Kiedy rozum śpi, budzą się demony.
Jestem wielkim miłośnikiem historii. Szczególnie okresu II Wojny Światowej. Okresu w dziejach ludzkości na zawsze naznaczonego niemierzalnym cierpieniem ludzkim. Potępiam każdy akt antysemityzmu, rusofobii, antypolonizmu. Prostuję, jeśli tylko mogę, bzdury publikowane w Internecie na temat tego okresu, reaguję na stwierdzenie polskie obozy zagłady. Pamiętam i historyczną prawdę przekazuję dalej. Są jednak momenty w których chwytam się za głowę i nie mogę znaleźć logicznych argumentów na wysnuwane przez niektóre osoby hipotezy.
Reprezentacja Polski w piłce nożnej rozegrała wczoraj, tj. 10 czerwca, mecz eliminacyjny Mistrzostw Europy z Izraelem. Mecz, jak każdy inny. Sport to tylko sport. Na stadionach obowiązuje (słuszny) zakaz politykowania, poprzez wywieszanie i demonstrowanie haseł nacechowanych politycznie. I jak niezwykle podobała mi się oprawa meczu Legii z FK Astana podczas kwalifikacji Ligii Mistrzów w 2017 roku, podczas którego kibice klubu z Warszawy wywiesili gigantyczną grafikę upamiętniającą bohaterów Powstania Warszawskiego i przypominającą niemieckie zbrodnie na naszym narodzie, tak uważam, że arena rozgrywek sportowych nie jest do tego odpowiednim miejscem. Jednocześnie żaden sportowy rywal nie powinien być w sposób szczególny faworyzowany i traktowany z większym, niż zwyczajny sportowy szacunek, tylko z powodu historii swojego kraju, czy narodu. Wychodząc na boisko, parkiet, halę czy kort jesteśmy tacy sami. Nie wyobrażam sobie zmiany nomenklatury związanej z jakimiś rozgrywkami sportowymi, tylko z powodu tego, że w jakiś wyimaginowany sposób mogą one urazić rywala lub, co gorsza, mogą być politycznym paliwem dla wewnętrznych oponentów politycznych na kolejne tygodnie i miesiące.
Piątek się nie cieszył
Pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie dziś przeglądając w sieci informacje na temat wczorajszego spotkania była dyskusja na temat tego, dlaczego Krzysztof Piątek, po strzelonej bramce, nie wykonał gestu, który ma w zwyczaju przy takiej okazji. Chodzi o gest strzelających pistoletów. Ben Stanley, profesor SWPS (ale nie tylko on) zachwycał się na Twitterze, że Piątek, w przeciwieństwie do innych, ignorantów piłkarzy, miał gest i, szanując historię przeciwnika, nie wykonał swojej słynnej cieszynki.
Piątek gestu po strzelonej bramce nie wykonał. Dlaczego? To jego sprawa, nie musiał. Uznał to za niestosowne? W porządku. Gdyby wykonał, czy oznaczało by to, że jest antysemitą, że szydzi z historii Narodu Żydowskiego, a może, że jest zakamuflowanym neonazistą? Nic podobnego. Strzelające pistolety to tylko gest, nie ma w nich, w kontekście strzelonej bramki, żadnego podtekstu. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć sobie tego, jak gest ten, w tym przypadku i w takim kontekście, można by odebrać inaczej. I czym jego niewykonanie, w przypadku meczu z Izraelem, różniło by się od jego wykonania, np. w przypadku meczu z Rosją. Przypomnę, że w trakcie wojny zginęło 25 milionów Rosjan. Mecz to nie wojna. Żydów w sposób przemysłowy nie mordowali Polacy, a Niemcy. Sport to nie wojna. Sport to nie polityka. Sport to tylko sport.
Pereira urodził się w złym roku
Ten sam Ben Stanley nieco później uznał, że Samuel Pereira, który mecz Polski z Izraelem obserwował z trybun ubrany w personalizowaną koszulkę Reprezentacji Polski, dopuścił się niesamowitej obrazy.
Zdaniem pana Stanleya, ale także kilku innych internautów, w tym dziennikarzy przeróżnych mediów, redaktor TVP Info nosi na sobie dumnie hasło… heil Hitler, i to w trakcie meczu z Izraelem! Naprawdę nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby taką koszulkę, z takim numerem, na wydarzeniu sportowym, zakwalifikować w taki sposób. Do głowy przychodzi mi jedynie scena z serialu 13 Posterunek.
Gwoli wyjaśnienia. Pereira miał na sobie koszulkę z numerem 88, ponieważ sam urodził się w roku 1988 i to dość powszechna praktyka nadruku daty urodzenia na koszulce. Sam taką miałem. Czujni komentatorzy uznali jednak, że skoro Pereira wystąpił w takiej koszulce w trakcie meczu z Izraelem, to z pewnością oznacza ona, używane przez neonazistów i w takiej formie, pozdrowienie hitlerowskie, ponieważ ósmą literą alfabetu jest H, podwójne 8 to podwójne H, a więc z pewnością heil Hitler. Być może w przypadku, kiedy w przeciwnej drużynie występował by zadeklarowany gej, numer 88 odczytano by jako krótkofalarski skrót oznaczający całuję, a samego Pereirę okrzyknięto by również homoseksualistą. Nie idźmy tą drogą. Sport to tylko sport.
Pogrom
I kiedy myślałem, że absurdom nastał koniec pojawiła się Polityka.
Kiedy oficjalne konto PZPNu na swoim facebookowym profilu zamieściło (po zdobyciu przez Polaków czwartej bramki) wpis GOOOOOOOL! To już jest pogrom! Prowadzimy z Izraelem 4:0! redakcja Polityki uznała ten wpis za… antysemicki. Redaktorzy uznali bowiem, że użycie przez osoby redagujące profil słowa pogrom nawiązują do etymologii tego słowa, która sięga przełomu XIX i XX wieku i odnosi się do trzech fal antyżydowskiej przemocy na terenach carskiej Rosji. Na nic zdały się tłumaczenia, że w potocznym języku, szczególnie w przypadku potyczek sportowych w których jedna strona wyraźnie dominuje, używa się tego stwierdzenia. Redakcja Polityki pod koniec swojego tekstu dumnie chwali się, że po interwencji wyrażenie pogrom zastąpiono określeniem To już jest to!.
Gdybym miał wybrać najgłupszy z tych trzech zarzutów o antysemityzm to musiałbym się długo zastanawiać. Wiem jednak na pewno, że z całym szacunkiem do historii tamtych strasznych czasów, nie ma mojej zgody na takie wykorzystywanie ich do politycznych bierek (bo już nawet nie można tego nazwać szachami, żeby nie obrazić tej królewskiej gry). Ciekawe jednak, że nikt w UEFA nie zwrócił uwagi na to, że sędzią tego spotkania był Niemiec, a trenerem reprezentacji Izraela Austriak. I tenże Niemiec pozwolił Polakom strzelać gole, a tenże Austriak nie protestował. Przypadek? Oczywiście. Bo to tylko sport.
Wszystkie te absurdalne zarzuty o zakamuflowany antysemityzm nie mogą jednak przykryć niektórych innych, wyraźnie przekraczających granicę komentarzy. Jak ten przedstawiający Stadion Narodowy z dopiskiem Polski Obóz Zagłady. Tutaj stawiam wyraźną granicę i uważam, że jest ona dość widoczna. Niektórzy z czytelników mogą się także dziwić temu, co taki wpis robi na blogu, który ma poruszać tematy technologiczne i rozrywkowe. Blog ten jednak nazwałem Geekweb. Geek oznacza człowieka (za Wikipedia), który dąży do pogłębiania swojej wiedzy i umiejętności w jakiejś dziedzinie, w stopniu daleko wykraczającym poza zwykłe hobby. Człowieka, który kieruje się rozumem. Bo kiedy rozum śpi, budzą się demony.
Zobacz więcej