Epidemia SARS-CoV-2 w Polsce rozpoczęła się na dobre dokładnie rok temu, wraz z pojawieniem się pacjenta zero w naszym kraju. Równo dwanaście miesięcy później sytuacja jest trudniejsza, niż kiedykolwiek wcześniej. Pomimo tego, patrząc na swoje otoczenie, wydaje się, że niczego się nie nauczyliśmy.

Dokładnie 4 marca 2020 roku w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek zakażenia SARS-CoV-2. 11 marca Światowa Organizacja Zdrowia, ustami Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa, ogłosiła pandemię wywołaną przez ten wirus choroby. Choroba nazwana została Covid-19. Niewiele równo 365 dni temu wiedzieliśmy, ale mieliśmy chociaż podstawową wiedzę. Wiemy od samego początku, że wirus przenosi się drogą kropelkową, że narażeni na ciężki przebieg choroby są przede wszystkim starsi i osoby cierpiące na przeróżne schorzenia. Wiemy, prawie od samego początku, że to nie sama śmiertelność (która waha się zależnie od rejonu świata od 2 do 5 procent) jest problemem. Problemem była i jest zakaźność. Im więcej ludzi chorych, tym więcej przypadków, które wymagają hospitalizacji oraz respiratoterapii. Im więcej takich nadplanowych chorych, tym mniej wydolna służba zdrowia. Im dłużej utrzymuje się pandemia tym więcej otrzymujemy również o wirusie i wywołanej nim chorobie danych, co powoduje, że do listy zagrożeń możemy dopisywać nowe czynniki. Takim są niewątpliwie powikłania po przechorowaniu Covidu. Te, mogą być naprawdę ciężkie, od uszkodzenia organów takich jak nerki, serce, czy płuca, po problemy z pamięcią i choroby psychiczne. Wydaje się więc, że po roku, jako społeczeństwo, powinniśmy być już zdyscyplinowani, wyedukowani, ostrożni i rozsądni. Tymczasem jesteśmy kompletnymi ignorantami, czerpiącymi wiedzę z memów, manipulacyjnych materiałów na YouTube’ie i postów z Facebooka, a rzetelne badania są dla niektórych z nas mniej warte, niż opinia przypadkowego, internetowego trolla. 

To tylko grypa

Wirus jest wśród nas od roku, ale wciąż w różnych miejscach w sieci można natrafić na tezy, że uciekł z laboratorium, choć już od połowy marca zeszłego roku wiadomo, że ma pochodzenie naturalne. Covid-19 wciąż w różnych dziwnych miejscach w sieci porównywalny jest do grypy, choć ta choroba zabiła już w ciągu roku (aktualnie ponad 2,5 miliona osób na całym świecie) wielokrotnie więcej, niż jakakolwiek sezonowa grypa, która w żadnym z ostatnich lat nie powodowała takiej fali osób hospitalizowanych i konieczności podłączania chorych do respiratorów w takiej skali. Żadna grypa, jak sięgnąć pamięcią wstecz, nie miała również tak wysokiego wskaźnika zakażalności i śmiertelności. W sieci wciąż krążą różnego rodzaju bzdury i manipulacje, które znajdują poklask wśród przeciwników restrykcji i piewców tez o fałszywej pandemii. Jednym z takich koronnych dowodów jest np. pismo do Ministerstwa Zdrowia w którym, w sposób manipulacyjny, zadane zostało pytanie o liczbę osób zmarłych ze względu na Covid-19 i tylko z tego powodu. Te liczby (na niektórych osobach) nie robią wrażenia. Ostatniej doby, tylko z powodu Covidu-19 (doba za 3 marca) zmarło 58 osób. Zupełnie zdrowych osób, które zmarły tylko dlatego, że ktoś przekazał im śmierć drogą kropelkową. Ale dodajmy do tego kolejnych 231, które ostatniej doby zmarło, a które borykały się w swoim życiu z jakąś chorobą współistniejącą. I oczywiście prawdą może być twierdzenie (choć jakże bezduszne), że jeśli nie Covid i tak wkrótce by umarły, bo cierpiały być może na nowotwory w fazie terminalnej i inne, śmiertelne choroby. Ale wiele z tych osób cierpiało na choroby będące pod całkowitą kontrolą, cukrzycę, nadciśnienie, czy chociażby otyłość (ryzyko śmierci na Covid osób cierpiących na tę chorobę wzrasta od 40 do 90 procent wg badań Public Health England). Ujęcie w ten sposób pytania do resortu zdrowia, aby odpowiedź obejmowała jedynie osoby zmarłe z powodu Covid-19, bez chorób współistniejących, i ogłaszanie na tej podstawie fałszywej pandemii, jest niczym innym jak manipulacją. Nawet nie pierwszą, bo tego typu próby, i pytania do Ministerstwa sformułowane dokładnie w ten sam sposób, pojawiały się już w czerwcu zeszłego roku. Określenie fałszywa pandemia jest zresztą całkowicie błędne także z innego powodu. Pandemii nie charakteryzuje się ani ilością osób zmarłych, ani nawet ilością osób zakażonych na świecie. Pandemię definiuje się obszarem występowania danej choroby.

Nie znam nikogo…

Jednym z dowodów anegdotycznych na początku pandemii były poszukiwania kogoś kto zna kogoś, kto miał koronawirusa. Obecnie trudno znaleźć kogoś, kto nie tylko nie znałby kogoś, kto miał i ciężko przeszedł Covid, ale wiele osób zna ludzi, którzy z powodu Covida-19 odeszli. Jeszcze w maju 2020 roku dowodem denialsów koronawirusowych na brak niebezpieczeństwa związanego z nowym rodzajem koronawirusa były statystyki śmiertelności w Polsce za pierwsze miesiące 2020 roku. Wtedy było jednak zdecydowanie zbyt wcześnie, żeby w tych danych odnaleźć wpływ wirusa. Dziś już widzimy, że 2020 to 60, 70 tysięcy nadmiarowych śmierci w Polsce w stosunku do średniej z lat ubiegłych. 90 procent osób, które zmarły nadmiarowo w 2020 roku w Polsce to osoby powyżej 65 roku życia, czyli te najbardziej narażone, a jednocześnie nasi rodzice i dziadkowie. Ministerstwo Zdrowia w swoim raporcie mówi wprost. Zgony te mogły być spowodowane powikłaniami po zakażeniu, lub zakażeniem w trakcie hospitalizacji pacjentów, którzy do placówki przybyli w ciężkim stanie. Wśród wszystkich zgonów, które wychodzą poza średnią z ubiegłych lat 43 procent stanowią zgonu zaraportowane jako spowodowane SARS-CoV-2, a 27 procent to pozostałe zgony wśród osób zakażonych. Jedynie 30 procent śmiertelnej nadwyżki stanowią śmierci osób bez stwierdzonego zakażenia. Trudno tu mówić więc o przyczynach śmierci osób w tej grupie, ale mogą tam znajdować się osoby niezdiagnozowane, które leczyły się samodzielnie bez kontroli lekarza, jak również osoby, które nie otrzymały na czas stosownej pomocy medycznej z powodu załamania służby zdrowia i lockdownu. Jakkolwiek by jednak nie było, są to śmierci spowodowanej trwającą epidemią. 

Maseczki, ach, maseczki

Maseczki są również tematem wielokrotnie wałkowanym w czasie trwania pandemii. Wyśmiewano ich skuteczność i zupełnie irracjonalnie nazywano przez niektóre środowiska kagańcami. I choć badania czy symulacje komputerowe wskazują, że są bezsprzecznie czynnikiem zmniejszającym ryzyko zakażenia, razem z zastosowaniem dystansu oraz innych środków, np. dezynfekcji, to ich noszenie w przestrzeni publicznej wciąż wydaje się być traktowane jedynie jako formalność związaną z obawą o otrzymanie mandatu. Z obserwacji poczynionych w swoim najbliższym środowisku dostrzegam co prawda, że większość osób stosuje się do obostrzeń związanych z zakrywaniem ust, to już w ogromnej większości wyłączony jest z nich nos. Samo noszenie maseczki, choć bardzo ważne, nie jest jednak żadnym gwarantem bezpieczeństwa, szczególnie, jeśli maseczkę traktujemy jako część garderoby, a nie elementu, który musimy regularnie wymieniać oraz stosować specjalne środki ostrożności przy zakładaniu oraz zdejmowaniu. 

Szczepimy Się

Jeśli w trakcie trwania epidemii mieliśmy do czynienia z falą dezinformacji i fake newsów, to w momencie kiedy na horyzoncie pojawiły się szczepionki zalała nas fala tsunami. Szczególnie w portalach społecznościowych, które są źródłem wiedzy dla wielu osób, przeczytać można do dziś, że szczepionki zmieniają ludziom DNA, że (znowu) są elementem depopulacji oraz, że ich stosowanie nie może być bezpieczne bo powstały w zbyt szybkim tempie. Wszystkie te tezy zostały już wielokrotnie rozjechane przez przeróżne instytucje i portale fact checkingowe, ale wciąż znajdują wyznawców, całkowicie ignorujących fakt, że na swoje tezy nie mają absolutnie żadnych danych je potwierdzających. Każdą z bzdur na temat szczepień każdy średnio zaawansowany uzytkownik sieci jest w stanie obalić w kilka minut, korzystając jedynie z narzędzi takich jak Google oraz podstawowej wiedzy dotyczącej wartościowych źródeł wiedzy w Internecie. Na szczęście odsetek osób chcących się zaszczepić sukcesywnie rośnie, co powoduje jednak kolejne komplikacje w postaci ciągłego niedoboru szczepionek. I to problem nie tylko naszego kraju.

A statystyki są obiecujące. W Wielkiej Brytanii co najmniej jedną dawką zaszczepiono już jedną trzecią populacji. Dwa miesiące od momentu rozpoczęcia szczepień w kraju tym zanotowano jedynie 6 tysięcy przypadków Covid-19 i 144 zgony (dane z 2 marca). Jeszcze 8 stycznia liczba zakażonych w ciągu doby sięgała 68 tysięcy, a zgonów zanotowano w tym dniu aż 1300. 

Co dalej

Tym, co nie pomaga w trwającej już rok trudnej sytuacji jest wątpliwej jakości polityka informacyjna polskiego rządu. Nonszalanckie zachowania, między innymi, ministra zdrowia, który na początku pandemii twierdził, że nie wie, po co ludzie noszą maseczki, czy premiera Mateusza Morawieckiego, który latem 2020 roku, w wyborczej gorączce twierdził, że wirusa nie trzeba się już bać i że jest w odwrocie są do dziś wodą na młyn przeciwników obostrzeń. Rząd miota się w swoich decyzjach nie potrafiąc działać i komunikować swoich decyzji na tyle zdecydowanie i jednoznacznie, aby nie było wątpliwości co jest, a co nie jest aktualnie obowiązującym prawem. I o ile w marcu zeszłego roku można było mieć sporą dozę zaufania i wyznaczać pewien margines na ewentualne błędy, tak po roku trwania epidemii trudno o zrozumienie dla wciąż zmieniających się zasad i decyzji, których efektem jest jedynie 13 i 11 procentowy wzrost odpowiednio liczby zajętych łóżek oraz respiratorów w szpitalach w zaledwie 28 dni lutego. W kolejnych dwóch dniach notujemy prawie 16 i ponad 15 tysięcy zakażeń i sumy te zdają się nie robić na nikim już wrażenia. A szkoda, bo przytoczone statystyki śmiertelności za 2020 rok dokładnie za rok mogą być jedynie miłym wspomnieniem.

Zgodnie z prognozami Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego szczyt aktualnej fali zachorowań przypadnie tuż po świętach Wielkiej Nocy. Najgorsze scenariusze przewidują nawet 30 tysięcy zakażeń dziennie, co stanowi próg absolutnej wydolności polskiej służby zdrowia. Pewnikiem jest, że wszyscy po roku mamy już dość izolacji i ograniczonych, mimo wszystko, kontaktów. Wspólnie musimy się jednak postarać, aby przy pomocy szczepień, maseczek, dystansu i dezynfekcji, pozostali w naszym otoczeniu wszyscy z którymi chcemy się kontaktować.