To już pewne. Będzie dwunasta odsłona najpopularniejszego mordobicia w dziejach. Szykujcie klawiatury, pady, czy na czym tam jeszcze gracie.
Choć konkretnych informacji wciąż brak to wiemy, że Mortal Kombat 12 nadchodzi. Mówił o tym, już pod koniec zeszłego roku, Ed Boon. Potem, w lutym tego roku, dowiedzieliśmy się, że gra będzie mieć premierę jeszcze w tym roku i trochę wszystkich zamurowało, ponieważ nic na to nie wskazywało. Nie było zwiastunów, jakichś hucznych zapowiedzi, grafik. I w zasadzie nadal nie ma, choć coś jest.
Tym czymś jest powyższy zwiastun na którym nie widzimy jednak żadnej postaci, rozgrywki, czy czegokolwiek, co znamy z gier Mortal Kombat. Jest to po prostu zegar, który odlicza sekundy, jednak, kiedy dochodzi do jedenastki głupieje i przechodzi od razu na jedynkę. Oznacza to, że kolejna odsłona najlepszego mordobicia nie będzie kontynuacją poprzedniej części, a… rebootem całej serii.
Co w ogóle oznacza reboot w przypadku takiej gry jak MK, tego na razie nie wiemy. Pozostaje nam czekać na oficjalną datę premiery i jakieś konkretniejsze szczegóły. Gra dostępna ma być na pecetach, Switchu, Playstation 5 i Xboxach Series X|S.
Mortal Kombat to już ponad 30 lat historii
Pomysł gry, bijatyki, która miała by konkurować ze Street Fighter II powstał w 1991 roku. Firma Midway zleciła całą robotę czteroosobowemu zespołowi złożonemu z programisty Eda Boona (whooopi!), dźwiękowca Dana Fordena i dwóch artystów Johnów – Tobiasa i Vogela. Mortal Kombat powstawał 10 miesięcy.
Street Fighter II charakteryzował się komiksową grafiką. Twórcy nowej bijatyki chcieli raczej postawić na realizm przedstawienia postaci. W tej sprawie skontaktowali się nawet z Jean Claude van Dammem, który w tamtym czasie, po filmach Krwawy Sport i Kickbokser, był na szczycie popularności. Miała więc powstać oficjalna gra sygnowana nazwiskiem JCVD, ale ten ostatecznie nigdy kontraktu nie podpisał, głównie ze względu na to, że negocjował umowy takiego samego projektu z kilkoma innymi producentami. Koniec końców gra nie powstała ani w Midway, ani w żadnym innym studiu.
Co ciekawe, wiele osób wskazuje, że JCVD mimo wszystko pojawił się w Mortal Kombat za sprawą postaci Johnny Cage’a, który faktycznie przypominał postać graną przez Van Damme’a w Krwawym sporcie. Podobno zbieżność inicjałów Cage’a – JC – i pierwszych liter imion gwiazdora kina akcji także nie są dziełem przypadku.
Produkcja
Jednym z najciekawszych rozwiązań, jakie postanowili zastosować twórcy MK w swoim projekcie było zastosowanie digitalizacji zdjęć. Musimy w tym miejscu pamiętać, że był przełom lat 1991 i 92, a więc zupełnie inne technologiczne możliwości niż mamy obecnie. Każda z dziesięciu postaci występujących w grze to około 300 klatek animacji w 64 kolorach. Wyjątkiem był jedynie Goro, który był ulepioną z gliny postacią. Każdej postaci granej przez aktora robiono więc serię zdjęć, po czym przenoszono je do pamięci komputera.
W efekcie tego grafika gry to aż 8 megabajtów danych, co w tamtym czasie robiło spore wrażenie. Na automatach arcade, na których pierwotnie wydano grę, nie stanowiło to problemu. Ten pojawił się później, przy kolejnych portach Mortal Kombat na inne platformy. Amigowa wersja gry trafiła do sprzedaży na dwóch dyskietkach 3.5 cala, ale kosztem licznych cięć graficznych i dźwiękowych.
Po premierze
Prawdziwy rozgłos Mortal Kombat uzyskało dopiero po premierze na komputerach i konsolach. Wydawcą gry był Acclaim, który wydał około 10 milionów dolarów na promocję dzieła studia Midway. Reklamy były wszędzie, w telewizji, w branżowej prasie i kinach. Wielka promocja to oczywiście broń obusieczna. Jednocześnie z gwałtownym wzrostem sprzedaży pojawiły się także ostre głosy krytyki piętnujące nadmierną brutalność gry i wszechobecną krew oraz arcy brutalne sekwencje końcowe zawodników w których wygrany może zastosować tzw. fatality, czyli zabić przeciwnika w bardzo brutalny sposób. Wspomniany Johnny Cage wyrywał przeciwnikowi głowę, a bohater imieniem Kano wyrywał rywalowi serce z piersi i wznosił je, w geście triumfu, jeszcze bijące, nad głową.
Głównym przeciwnikiem Mortal Kombat i gier z nadmierną ilością przemocy w Stanach Zjednoczonych stał się senator Joe Lieberman. To z jego inicjatywy powstaje niedługo po premierze MK komisja parlamentarna zajmująca się tym tematem, a pięć miesięcy później organizacja o nazwie Entertainment Software Rating Board, której zadaniem było przyznawanie wydawanym na rynku gier oznaczeń wiekowych. Dziś takie limity nie dziwią już nikogo.
Japończycy pragną zielonej krwi
Sukces gry zainteresował kolejnych wydawców, którzy chcieli mieć Mortal Kombat na swoich platformach. Niekoniecznie jednak, jak w przypadku Nintendo, chcieli, aby ich forma była częścią tak wielkiego skandalu, jakim w tamtym czasie był temat przemocy w tejże grze. Sprytni Japończycy wymyślili, że port na konsolę SNES będzie pozbawiony niektórych elementów fatality i tła aren na których toczą pojedynki zawodnicy. Zażądali np. usunięcia na jednej z nich kolców na których widoczne były ponabijane głowy nieszczęśników dla których turniej Mortal Kombat się już zakończył. Kuriozalną decyzją było także żądanie Nintendo, aby krew w grze miała kolor zielony.
Rywalizująca z Nintendo Sega także poszła torem zielonej krwi i cenzury, ale włodarze tej firmy zastosowali pewien fortel, który pozwolił im wygrać rywalizację o serca graczy. Na ich konsoli w grze można było aktywować specjalny kod, dzięki czemu gra wracała do ustawień znanych z oryginału.
W przypadku Mortal Kombat II, wydanej w 1993 roku nikt już nie bawił się w kolorowanie krwi i gra wydana została na wszystkich najważniejszych platformach w pełnej, brutalnej wersji.
Mortal Kombat trafia do kin
Szczyt popularności Mortal Kombat przypada na rok 1995, kiedy do kin trafia pełnometrażowy film osadzony w realiach gry. Film nie emanuje już taką przemocą jak sama gra, głównie dlatego, że otrzymał oznaczenie wiekowe 13+. Reżyserowany przez Paula W.S. Andersona obraz arcydziełem kina nie był, ale do dziś pamiętam wizytę w bytomskim kinie z ojcem na tym seansie. Po tylu latach w uszach wciąż brzmią mi słowa Shung Tsunga, granego przez Cary-Hiroyuki Tagawa:
It has began!
Kontynuacje, serial, rebooty i animacje
Po wspomnianej już i rewelacyjnej drugiej części gry przyszedł czas na kolejne odsłony. Od tamtego momentu Mortal Kombat nie robił już takiego wrażenia jak wcześniej, szczególnie, że w elektronicznej rozrywce zaczęły królować bijatyki z grafiką trójwymiarową. O kolejnych adaptacjach filmowych nie warto nawet wspominać. Renesans serii przyszedł dopiero w 2011 roku wraz z premierą Mortal Kombat (tytuł gry pozbawiony był jakiegokolwiek podtytułu czy numeru serii). Do dziś powstało aż 24 gry spod znaku MK, w tym najnowsza, Mortal Kombat 11 mająca premierę w kwietniu 2019 roku.
Mortal Kombat powrócił także jako serial internetowy i został bardzo dobrze odebrany. Mowa tutaj o Mortal Kombat Legacy. Na bazie tego sukcesu, w 2016 roku potwierdzony został także projekt nowego filmu opartego o uniwersum Mortal Kombat. Za cały projekt odpowiadał James Wan, reżyseria powierzona została Simonowi McQuoid. Premiera filmu odbyła się w kwietniu zeszłego roku, ale z pewnością nie był dobry film. – choć na tyle kasowy, że zapowiedziano już kontynuację (do roli Cage’a przymierzany jest Karl Urban). W kwietniu, ale rok wcześniej, miała z kolei premierę animacja osadzona w uniwersum Mortal Kombat o podtytule Scorpion’s Revenge. Jej kontynuacja ukazała się we wrześniu tego roku i nosiła podtytuł Battle of the Realms (i tak udana już nie była).
{loadmoduleid 1123}
Zobacz więcej