Swoim ostatnim manewrem Krzysztof Stanowski ośmieszył niemal całe środowisko dziennikarskie w Polsce. Trudno się jednak śmiać z tego, na jakim poziomie mamy dziś media w kraju.
Krzysztof Stanowski nie ma jakiejś supermocy w odnajdywaniu tematów, nie jest też super śledzczym dziennikarzem. Owszem, Stanowski potrafi bardzo dobrze pisać, jest inteligentny i świetnie dobiera zespół z którym pracuje, ale ma też jedną, nadzwyczajną, jak na dziesiejsze (dziwne) czasy cechę. Jemu się po prostu chce. Jest konsekwentny i uparty – w dobrym tego słowa znaczeniu. Bo informacje i fakty, które skleja do kupy w swoich materiałach wideo i reportażach, są niemal zawsze, jeśli nie ogólnodostępne, to dość łatwe do zdobycia. Udowodnił to już w merytorycznie świetnie przygotowanych materiałach o Natali Janoszek, jeszcze za czasów Kanału Sportowego, czy w ostatnim czasie, już na Kanale Zero, w materiałach o tzw. Szalonym Reporterze.
I to właśnie z tych materiałów narodziła się niechęć do Stanowskiego ze strony, tak wspomnianego Szalonego, jak i innej, równie krzywej, internetowej postaci, Zbigniewa Stonogi, który jako ostatni (do tej pory) postanowił udowodnić, że twórca Kanału Zero jest w istocie podstawioną i opłacaną opcją jednej strony politycznej barykady w naszym kraju.
I Stonoga bardzo szybko kompromitujące Stanowskiego nagranie otrzymał. Wysłał mu je, rzekomy pracownik Kanału Zero, który jest już, jak sam się przedstawiał, na okresie wypowiedzenia. Na nagraniu Stanowski, w trakcie odprawy z dziennikarzami, strofuje ich, mówiąc w skrócie, o tym, że pewnych tematów i osób nie ruszamy. To nic, że na nagraniu mowa jest o różnych faktach i zdarzeniach, które nie łączą się w logiczną i chronologiczną całość. Stonodze to wystarczyło, żeby triumfalnie je opublikować i ogłosić sukces.
I na tym w zasadzie możnaby poprzestać. Zbigniew Stonoga kompromituje się w sieci nie po raz pierwszy, Stanowski trolluje kogoś również nie po raz pierwszy, bo dziś ogłosił i udowodnił, że nagranie wysłane Stonodze było inscenizacją, którą można było łatwo zweryfikować, sprawdzając jedynie daty zdarzeń o których mowa jest na, nagranym rzekomo z ukrycia, wideo z redakcji Kanału Zero. Tyle, że na opisywane nagranie nabrać dała się również cała rzesza dziennikarzy, których uznawać można za pierwszy szereg. Takich, co to wypowiadają się w eksperckich tonach w znanych podcastach, w serwisach informacyjnych, takich co szkolą studentów dziennikarstwa, takich nawet co to nagrody Grandpress otrzymywali. Z szybkością światła na X-ie na Stanowskim postawiono krzyżyk. Prześcigano się w analizach kolegium dziennikarskiego w Kanale Zero i oczywiście w zawoalowanych obelgach w jego stronę. I nikomu z tych dużych nie chciało się, albo na to nie wpadli, żeby jednak sprawdzić fakty. Zrobili to jedynie nieliczni, zwykli użytkownicy.
W jakim świetle stawia to dziesiejsze, polskie elity dziennikarskie? Niestety, w bardzo słabym. Sensacja, kliki, sensacyjne tytuły, pogoń za wpływami z AdSense, przesłaniają dziś jakąkolwiek rzetelność. Dziś wszystko, nawet internetową bzdurę, skomentować trzeba natychmiast, najlepiej z rzuconą obelgą, kpiarskim komentarzem i koniecznie z wyższością. Rzetelność, wstrzemięźliwość i jakość dziennikarska poszła już w całkowitą odstawkę. Co gorsza, w odstawkę poszła nawet stara, dobra inteligencja, bo Stanowski, czy to w sposób zamierzony, czy nie – a jestem w stanie przypuszczać, że jednak w zamierzony – odstawił niemal kropka w kropkę inscenizację afery z redakcji Wirtualnej Polski sprzed czterech lat. Na jakim poziomie mamy w Polsce dziennikarstwo? Odpowiedzcie sobie sami.
Zobacz więcej