Create a Joomla website with Joomla Templates. These Joomla Themes are reviewed and tested for optimal performance. High Quality, Premium Joomla Templates for Your Site

Felieton w czasach internetu

Bartłomiej Kluska
Opublikowano

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że felieton to najprostsza rzecz w dziennikarskim fachu. Kilka akapitów o tym, co autorowi w duszy gra, co mu się ostatnio przydarzyło lub co przeczytał – i do kasy.

Drugi rzut oka na niemal dowolny ukazujący się obecnie tytuł prasowy potwierdza pierwsze wrażenie. Wszak felietonist(k)ą jest dziś muzyk, aktorka czy futbolista – ludzie znani ze wszystkiego, tylko nie z władania piórem. Skoro oni dają radę, nie może to być więc sztuka przesadnie trudna.

Oderwanie oczu od gazety pozwala też zauważyć, że ranga tego gatunku prasowego wyraźnie spadła, wskutek rywalizacji z postami na Facebooku, blogowymi notkami czy wygłupami na TikToku. Gdzie te czasy, gdy w weekend spierano się o ostatni felieton Pilcha czy Passenta?

A przecież – skoro już mowa o dawnych czasach – wybitnymi felietonistami, oprócz wyżej przywołanych, byli nasi najwięksi: Sienkiewicz, Prus, Wiech, Boy, Słonimski, Kisiel czy Toeplitz – dziennikarze i literaci z pierwszej ligi, do tego u szczytu swoich twórczych możliwości.

W tym miejscu warto odnotować, że polska prasa growa również od początku swojego istnienia felietonami stała. Między nami graczami w Świecie Gier Komputerowych (Piotr Pieńkowski), Konferencje Dr. Destroyera (Jacek Grabowski) w Gamblerze, Okiem maniaka (Butcher), Od gracza dla graczy (Mazzi) i Z uKosa (Marcin Kosman) w PSX Extreme, Achievement Unlocked Kroogera w Neo Plus, Marcin Borkowski i Aleksy Uchański w Pixelu… – to tylko kilka najbardziej oczywistych przykładów, że felietony w naszej branży od zawsze pisywali nie celebryci i influencerzy, lecz fachowcy – zarówno w dziennikarskim rzemiośle, jak i w samych grach.

Co ważne – nie trzeba tu stosować czasu przeszłego. Te czasopisma, które wciąż są na rynku – PSX Extreme, Retro i CD-Action – nadal publikują znakomite felietony. Nie tylko przywołując czasy potęgi prasy growej, ale i dając cichą przestrzeń dla autorskich refleksji nad branżą i medium. Facebookowy feed czy youtubowe ględzenie tego nie zastąpią, mamy więc kolejny argument, by kupować ww. magazyny.

Korzystając z okazji, muszę tu odnotować, że ja również jako historyczno-nostalgiczny felietonista udzielam się – na ile pozwala cykl wydawniczy tego tytułu – na łamach Retro, w tej roli wystąpiłem też w numerze 2/2023 CD-Action, wspominając lata krwawych bitew pomiędzy ośmiobitowymi plemionami i przejawiając (być może pierwszy raz w życiu) tendencje pacyfistyczne.

A wracając do myśli rzuconej na początku tego tekstu – czy felieton to faktycznie tak łatwy gatunek? Dla mnie – felietonisty okazjonalnego, wręcz incydentalnego – to w rzeczy samej miła odmiana. Wreszcie tekst pisany bez żmudnego researchu, bez wywiadów i wielodniowych lektur uzupełniających – ot, owoc spokojnego wieczoru z własnymi myślami, kubkiem herbaty i klawiaturą.

Natomiast koledzy, którzy mają przywilej regularnego publikowania felietonów, wspominają o nieznośnej presji czasu, o nieustannym poszukiwaniu tematów i dykteryjek, które już jutro powinny – muszą! – trafić do gazety. Czy oglądając wieczorem serial na Netfliksie, po prostu odpoczywasz, czy jednak jesteś w pracy i zbierasz materiał do nowego felietonu?

Do tego wybitnie niewdzięczny jest krótki okres przydatności tego typu tekstów do spożycia, zazwyczaj przecież absolutnie bieżących, zakotwiczonych w teraźniejszości. Gdy niekiedy felietony – wskutek chciwości wydawców lub autorów – po latach lądują w zbiorach książkowych, okazuje się, że sprawy, o których z taką pasją dyskutowaliśmy w gazecie, z upływem czasu straciły na ważkości (a najczęściej po prostu już #nikogo).

No i – last but not least – jest jeszcze ten przygniatający ciężar, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni felieton. Że błyskotliwa filipika z jesieni czy koncertowe zaoranie publicystycznego rywala, jakim popisałeś się zimą, zostały dawno zapomniane, a jeśli w ubiegły piątek przynudzałeś, bo nie miałeś pomysłu albo warunków do pisania, a tekst trzeba było oddać, i tak wychodzisz na nudziarza.

Szczęśliwie w CD-Action, które jest kwartalnikiem, tego typu zawodowe dramaty nie występują. Nie ma presji czasu, a artykuły starzeją się zdecydowanie wolniej niż w gazetach czy internecie, co widać również po znakomitych felietonach – to kolejny z długiej listy powodów, dla których warto kupić ten magazyn.

Dla mnie zaś namiastką felietonistycznego trudu – wykuwanego w cotygodniowym rytmie, zakorzenionego w bieżączce, narażonego na wahania formy autora… – pozostaje mój newsletter. Mam nadzieję, że i tym razem się udało.

Wpis pierwotnie opublikowany na blogu Listy do internetu.

 technologia i rozrywka