W zaledwie kilka dni na horyzoncie pojawiły się trzy szczepionki na Covid-19, produkcji zachodniej. Jest i czwarta, rosyjska, o dźwięcznej nazwie Sputnik V.

Sputnik V

Żeby zachować odpowiednią chronologię trzeba by najpierw napisać o szczepionce rosyjskiej, o niej bowiem dowiedzieliśmy się już w sierpniu. Sputnik V, tak ją nazwano, wtedy nie przeszedł jeszcze wszystkich wymaganych badań i tak naprawdę niewiele o nim było wiadomo. Rosja, jak to Rosja, musiała się jednak pochwalić czymś co ma jako pierwsza na świecie, nawet jeśli nie do końca wiadomo czy to bezpieczne. Dziś informacje o Sputniku V znowu pojawiły się na wielu portalach i w wielu serwisach informacyjnych. Ministerstwo Zdrowia Rosji, któremu podlega moskiewski Instytut Epidemiologii i Mikrobiologii imienia Nikołaja Gamaleja, gdzie szczepionka powstała, poinformowało, że skuteczność rosyjskiego specyfiku sięga 95 procent – choć nieco wcześniej informowali o skuteczności 92 procentowej – i nie powoduje żadnych skutków ubocznych. Sputnika podać należy w dwóch dawkach, w odstępach 14 dniowych. Efektywność podano po przebadaniu 18794 ochotników. Obecnie w badaniach klinicznych udział bierze ok. 40 tysięcy osób, którym zaaplikowany zostanie Sputnik V jeszcze przed końcem tego roku.

Rosyjski Fundusz Inwestycji Bezpośrednich podał, że cena rynkowa dwóch dawek szczepionki nie powinna przekroczyć 10 dolarów.

Pfizer

Informacja o szczepionce Pfizera na Covid-19 pojawiła się na początku listopada. Tutaj także, zanim szczepionka trafi do masowego użytku, konieczne były (i są) dalsze badania oraz uzyskanie stosowanych zezwoleń. Wczesne dane z badania (przekazane w formie oświadczenia) przeprowadzonego na grupie 43538 ochotników wskazują, że szczepionka jest skuteczna w 90 procentach u osób, które wcześniej nie były zakażone SARS-CoV-2 i, co ważniejsze, (również) nie wykazują żadnych skutków ubocznych po zastosowaniu. Jedynie 94 osoby z grupy badawczej zachorowało w późniejszym czasie na Covid-19. Nieco później podano, że szczepionka Pfizera jest skuteczna w 95 procentach.

Szczepionka Pfizera i BioNTech powstaje w nowej technologii, szczepionek typu m-RNA. To nowy typ dający nabytą odporność, wykorzystujący sekwencję kwasu rybonukleinowego kodującą białka patogenu. Szczepionka RNA najczęściej zawiera wektor/nośnik RNA, np. nanocząstki lipidowe, przy pomocy którego RNA jest wprowadzane do organizmu.

Zanim szczepionka zostanie wprowadzona do obrotu, oprócz wszystkich wymaganych etapów badań, musi zostać oczywiście zatwierdzona przez FDA, czyli Food and Drug Administration (amerykańską Agencję Żywności i Leków). Jeśli ma zostać wdrożona również w Europie będzie potrzeba zaaprobowania ją przez Europejską Agencję Medycyny. W Wielkiej Brytanii produkt Pfizera może zostać dopuszczony już 1 grudnia. Odpowiednia procedura już się rozpoczęła w agencji regulacji d.s. leków i produktów zdrowotnych.

Problem ze szczepionką Pfizera polega jednak na jej magazynowaniu i transporcie. Ten musi się bowiem odbywać w temperaturze minus 70 stopni Celsjusza. Szczepionkę Pfizera również należy podawać w dwóch dawkach. Odstęp czasowy pomiędzy nimi powinien wynosić trzy tygodnie.

Cena szczepionki Pfizera ma wynosić ok. 20 dolarów za dawkę.

Moderna

Tuż po szczepionce Pfizera pojawiła się informacja o Modernie. Amerykańska firma biotechnologiczna szczyciła się, że efektywność ich specyfiku przewyższa Pfizera i sięga 95 procent. Trzecią fazę badań klinicznych nad szczepionką Moderna rozpoczęła pod koniec lipca. Podobnie jak w przypadku produktu Pfizera Moderna stworzyła swój specyfik w technologii m-RNA. I podobnie jak tam wymagane jest, aby szczepionka podana została w dwóch dawkach. W przypadku Moderny odstęp pomiędzy zaszczepieniami trwać ma trzy tygodnie. To, co różni Modernę od Pfizera to sposób przechowywania i magazynowania. Szczepionka Moderny nie wymaga tak niskiej temperatury i można ją przechowywać w standardowych lodówkach (między 2 a 8 stopni przez 30 dni, lub do sześciu miesięcy w temperaturze minus 20 stopni C). 

Cena dawki szczepionki Moderny ma oscylować od 25 do 37 dolarów.

AstraZeneca

Ostatnia ze stawki pojawiła się szczepionka AstraZeneca i Uniwersytetu Oksforda. W zależności od podanej dawki tej szczepionki jej skuteczność sięga od 62 do 90 procent. Najbardziej efektywne okazuje się podanie połowy dawki w pierwszym i całość dawki w drugim szczepieniu. Wtedy skuteczność osiąga najwyższy, 90 procentowy poziom. Tak wynika z opublikowanych, wstępnych wyników badań. Co ważne, również i tutaj żaden uczestnik badania klinicznego nie doznał niepożądanych skutków ubocznych, a wśród pacjentów, którym szczepionkę podano – grupa 23 tysięcy osób w Wielkiej Brytanii i Brazylii – jedynie 30 zachorowało na Covid-19, ale bez objawów powodujących konieczność hospitalizacji. Szczepionka AstraZeneci i Uniwersytetu Oksfordzkiego musi również zostać zatwierdzona. Dostępna dla szerokiego wykorzystania może być za kilka tygodni. Szczepionka AstraZeneca ma być tania, a jej transport ma być również możliwy w normalnych chłodniach.

Cena za dawkę szczepionki AstraZeneca ma wynieść 3 – 4 dolary.

Szczepionki w Europie

Komisja Europejska podpisała do tej pory pięć kontraktów z firmami farmaceutycznymi na dostawy szczepionek dla mieszkańców Unii Europejskiej. Są to Pfizer/BioNTech, CureVac, Sanofi-GSK, Johnson & Johnson oraz AstraZeneca. Szczepionki będą rozdzielane według kryterium liczby ludności kraju członkowskiego UE.

Pierwsze szczepionki Europejska Agencja Medycyny (EMA) może zatwierdzić do końca tego lub na początku przyszłego roku. Pierwszymi, które zostaną zatwierdzone będą najpewniej produkty Pfizera i Moderny.

W trzeciej fazie testów klinicznych znajduje się jeszcze szczepionka adenowirusowa koncernu Johnson&Johnson – o niej mówi się zdecydowanie najmniej. Podawana ma być również w dwóch dawkach w ostępie 56 dni. 

Po co mi szczepionka?

Oprócz najbardziej oczywistego powodu na zaszczepienie się może się w przyszłości okazać, że będziemy potrzebowali zaświadczenia o zaszczepieniu, jeśli zechcemy kupić bilet lotniczy. Niektóre linie lotnicze już w tej chwili rozważają wprowadzenie takiego wymogu. Poinformował o tym Alan Joyce, szef największych australijskich linii lotniczych na terenie Australii. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) rozpoczęło już podobno prace nad tego rodzaju swoistym poświadczeniem covidowym.