Film, który ma złe lub bardzo złe recenzje. Czy może być aż tak źle, pomyślałem wybierając się do kina. Musiałem sprawdzić o czym piszą Ci wszyscy krytycy, zarówno za oceanem, jak i na rodzimej ziemi.
Przyznam, że czytałem kilka recenzji przed wybraniem się do kina, ale wybierałem oczywiście te bez spoilerów. Byłem przygnębiony tym co przeczytałem, według krytyków film jest katastrofalnie zły, co boli mnie jeszcze bardziej z uwagi na to, że jestem fanem człowieka ze stali od wczesnego dzieciństwa. Krytyka krytyką, ale na film trzeba się wybrać i osobiście ocenić. Tym bardziej, że trailery mocno zaostrzyły mój apetyt, ale wiadomo, jak to z trailerami bywa.
Moje obawy były następujące: po pierwsze Affleck w roli Batmana, po drugie Eisenberg w roli Luthora. O ile Ben Affleck w roli człowieka nietoperza wypada bardzo zgrabnie, tak Jesse Eisenberg nijak pasuje mi do postaci Lexa Luthora, którego znam z komiksów. Jego wcielenie szefa Lex Corpu po prostu do mnie nie przemawia, zarówno ze względu na fizyczność młodego aktora, jak i jego interpretację roli. Szczerze powiedziawszy bardziej przypominał mi Jokera bez makijażu, niż Luthora, powtórzę, takiego jakiego znam z komiksów wydawanych w Polsce w latach 90 przez TM Semic. Cavilla znamy już z roli Supermana z pierwszego filmu i tutaj niewiele się zmieniło. Jego Superman jest jaki jest, ale z pewnością nie jest fatalny, przynajmniej moim zdaniem. Scenariusz filmu, bo to wzbudza także wiele kontrowersji, być może nie jest szczytem artystycznych możliwości, ale na każdym etapie filmu wiedziałem o o co chodzi. Być może film mógł zacząć się inaczej, a nie od kolejnego przypomnienia w jaki sposób narodził się mściciel wewnątrz Bruce’a Wayne’a, ale jest to także do przełknięcia. Sama walka dwóch herosów, bo to główny wątek filmu, jest ciekawie zrealizowana i pokazuje jak dobrym strategiem jest Bruce Wayne. Konflikt pomiędzy dwoma bohaterami jest być może wyolbrzymiony, ale można, także dość łatwo, zrozumieć motywy Batmana w tej sprawie. Zresztą konflikt tych dwóch dość szybko przeradza się we współpracę w którą wplątani zostają także inni superherosi ze stajni DC, co zwiastuje wysyp filmów z Ligą Sprawiedliwości w rolach głównych. W tym momencie mogę odnieść się także do jednego z częstych zarzutów, jakoby postać Wonder Woman w filmie pojawiała się zupełnie bez sensu. Moim skromnym zdaniem zarysowanie jej obecności jest ważne, właśnie ze względu na kolejne obrazy, a w Batman kontra Superman odgrywa co prawda epizod, ale poznajemy ją w momencie dość ważnym dla całej fabuły. Za jej i Bruce’a Wayne’a sprawą dowiadujemy się przecież co też knuje Lex Luthor, i że nie jest on jedynie wrogiem człowieka ze stali, a niechęcią pała do wszystkich “ludzi” posiadających specjalne zdolności i moce. Spory udział zapewne mają w tym jego kompleksy. To chyba obala zarzut, który czytałem w kilku recenzjach, jakoby Luthor nie posiadał żadnej widocznej motywacji, aby stawać przeciwko Supermanowi czy Batmanowi.
Muzyka w filmie Batman vs. Superman jest fantastyczna, ale do tego zdążył nas już Hans Zimmer przyzwyczaić (tym razem w stworzył muzykę w duecie z Junkie XL). Co mi się nie podobało? Tutaj podzielę zarzuty części krytyków i powiem, że montaż filmu chwilami wygląda na amatorski. Widzimy w pewnych momentach jakby zlepek scen, nie dający do końca poczucia opowiadania historii. Nie jestem także zachwycony Ironsem w roli Alfreda. Po prostu ta wersja kamerdynera Wayne’a, niezwykle aktywnego w pomocy Batmanowi, także nie przypadła mi do gustu. Czy Batman kontra Superman to film zły? Nie uważam tak i będę zdecydowanie go bronił. Bardzo dobrze wpisuje się jako kontynuacja pierwszej części i, moim zdaniem, jest lepszy od poprzedniego obrazu. Nie chcę polemizować nad tym czy walka człowieka z nadczłowiekiem ma sens, bo tego nie zrozumie ktoś, kto nie jest lub nie był czytelnikiem i fanem tych komiksów. Nie zgadzam się jednak na noty 2/10 z którymi spotkałem się w recenzjach. Ja na tym filmie bawiłem się dobrze i gdybym miał wystawić mu ocenę było by to 7.5/10.
Zobacz więcej